Film, w którym pojawi się nominowana do Oscara Maggie Gyllenhaal oraz cała plejada brytyjskich aktorów – Jonathan Pryce, Rupert Everett, Gemma Jones Sheridan Smith i Ashley Jensen – opowiada historię przypadkowego odkrycia narzędzia do stymulacji płciowej, które miało miejsce w wiktoriańskiej Anglii. Pierwszy elektromechaniczny wibrator stworzył podobno około 1880 roku dr Joseph Mortimer Granville (w tej roli Hugh Dancy). Wynalazek opatentowany w 1902 roku wprowadziła później na rynek amerykańska firma Hamilton Beach.
– Akcja filmu rozgrywa się w 1880 roku i jest oparta na faktach – twierdzi Pryce, który wciela się w rolę lekarza Roberta Dalrymple'a, ojca bohaterki granej przez Gyllenhaal. – Oczywiście, są tam również elementy humorystyczne, ale przede wszystkim jest to film o emancypacji i wyzwoleniu kobiet.
Pod koniec XIX wieku domowe urządzenia elektryczne należały do rzadkości. Na przełomie wieków do masowej produkcji trafiły maszyny do szycia, wentylatory, czajniki i tostery, a zaraz za nimi – wibrator, a właściwie "manipulator", jak nazywano amerykański prototyp tego urządzenia. Wibrator trafił więc do wielu domów jeszcze zanim pojawiły się tam odkurzacze czy żelazka.
Ze scenariusza, nad którym pracowali Jonah Lisa Dyer, Stephen Dyer oraz Howard Gensler, dowiadujemy się, że urządzenie to było podstawowym narzędziem leczenia nerwic u kobiet.
– Kiedy poznałam historię wynalezienia wibratora, wiedziałam, że koniecznie muszę zrobić o tym film – mówi amerykańska reżyserka Tanya Wexler. Dodaje, że w scenariuszu widać fascynację Dyerów brytyjską komedią, szczególnie spod znaku Monty Pythona. Zaznacza jednak, że film jest również "opowieścią o miłości". – Moglibyśmy zrobić 15-minutowy skecz, ale postanowiliśmy rozwinąć niektóre wątki. Wibrator jest tym, co połączy dwójkę naszych bohaterów – zdradza.
Dancy i Pryce grają dwóch lekarzy, którzy specjalizują się w leczeniu "histerycznych" kobiet. Razem z naukowcem granym przez Everetta, eksperymentują z nowym, elektrycznym urządzeniem.
– Jest coś zabawnego w atmosferze lat 80. XIX wieku, z jej surową moralnością – mówi Wexler. – Wszyscy udawali, a może wierzyli, że wibrator służy celom medycznym, a nie seksualnym.
Od czasów Hipokratesa aż po epokę wiktoriańską, literatura medyczna pełna była wywodów na temat diagnozowania i leczenia kobiecej "histerii". Pisali o niej grecki fizyk Galen z Pergamonu i renesansowy alchemik Paracelsus, a Awicenna, muzułmanin i ojciec współczesnej medycyny przestrzegał kobiety przed leczeniem tej przypadłości na własną rękę, twierdząc, że jest to "zadanie dla mężczyzny, męża albo lekarza". Uważano, że do objawów histerii należą między innymi niepokój, bezsenność, nerwowość i fantazje erotyczne. Nazwa rzekomego zaburzenia pochodziła z greckiego słowa hysteros, oznaczającego macicę, ponieważ wierzono, że jest ono wynikiem zablokowania układu rozrodczego.
Przynajmniej od 1653 roku lekarze zalecali swoim pacjentkom stymulację. Zdarzało się, że do gabinetu wołano położną, by przeprowadziła "masaż pochwy". Już w XVI wieku niezamężnym kobietom cierpiącym na ataki histerii zalecano "intensywną jazdę konną" albo skorzystanie z fotela bujanego czy huśtawki.
Terapia zalecana przez wiktoriańskich lekarzy polegała na stymulacji mającej prowadzić do "histerycznego paroksyzmu", czyli tego, co dziś nazwalibyśmy orgazmem. Pierwsze wibratory powstały więc z myślą o lekarzach, którzy nie byli w stanie sprostać temu zadaniu, wykorzystując jedynie własną rękę.
Autor: Vanessa Thorpe Źródło: Guardian
Komentarze
Oddam się w ręce uroczego stażysty. Poświęcę się dla dobra nauki