Kwestia parytetu jest tak niedojrzała jak ojczysta demokracja. Z jednej strony, odgórnie narzucone zasady, pewna sztuczna normalizacja z daleka trąci manipulacją. Z drugiej zaś, nadawanie płci pięknej matematycznie uzasadnionych przywilejów, jest raczej przejawem braku równości, niż krokiem w kierunku równouprawnienia.
Parytet jest wyrazem bezsilności wobec krzywdzących kobiety realiów. Przykre jest to, że należy zmieniać świadomość odgórnie i że póki co mamy zadowolić się równymi szansami w wyborach parlamentarnych. Na co dzień kobietom przychodzi borykać się z trudną materią uprzedzeń i kulturowej nietolerancji niemal na każdym kroku.
Decydując się na rodzinę, panie często tracą szansę na rozwój zawodowy, choć są lepiej wykształcone od mężczyzn i znacznie inteligentniejsze. Konsekwencje prokreacji i balast jakim niestety jest macierzyństwo uderzają właśnie w kobiety. Stereotyp matki Polki jest tak silny, że aktywne zawodowo rodzicielki, posiłkujące się pomocą niani, otrzymują miano wyrodnych matek. Wbrew pozorom kobiety są same sobie winne. W polskim społeczeństwie nadal ambicją wielu pań jest założenie rodziny. To naturalne zachowanie staje się jednak karykaturalnie przewartościowane. Mówi się, że zostając matką stajemy się w pełni kobietami. Natomiast świadoma rezygnacja z macierzyństwa spotyka się z największą dezaprobatą właśnie żeńskiej części społeczeństwa.
Pozwoliłam sobie kiedyś na pewnym babskim forum wejść w dyskusję na temat bezdzietności i wyraziłam publicznie swój pogląd w tej sprawie. Już dawno dokonałam świadomego życiowego wyboru na korzyść rozwoju zawodowego. Praca pochłania mnie doszczętnie i poświęcam jej kilkanaście godzin dziennie. Nigdy nie umiałam sobie wyobrazić wycofania się w świat kaszek, wyżynanych ząbków i pieluszek, a przy obecnym trybie życia największą formą rekreacji jest dla mnie sen. Krótko mówiąc, w moim grafiku nie ma już miejsca na bobasa. W sumie nic nadzwyczajnego, ale mój podyktowany rozsądkiem wybór spotkał się z zupełnym niezrozumieniem uczestniczek dyskusji. Zostałam szybko poddana ocenie, a najlepsze co zdołałam o sobie przeczytać to, to że jestem "egoistką". Padały też słowa, że smutny ze mnie człowiek, potwór i kreatura. Ostatecznie rozjuszone matki i potencjalne matczyska publicznie, słownie mnie wysterylizowały, mówiąc, że "takie, jak ja nie powinny rodzić dzieci"... uff, tu akurat się zgadzamy. Ten babski konsensus musiały jednak poprzedzić inwektywy i dobitnie zaakcentowany ostracyzm.
Opisane przez mnie zdarzenie tylko pozornie nie ma związku z parytetem. Jest ono jednak przykładem głównej przyczyny spychania kobiet na margines społeczny. Dopóki nie zmienimy świadomości Polek, dopóty parytet nie rozwiąże naszych problemów. Same siebie mocno krzywdzimy. Zakodowany głęboko instynkt rywalizacji o samca, nakazuje nam wrogość do przedstawicielek tej samej płci. Deprecjonujemy zasługi kobiet i podważamy ich autorytet. Ślepa wrogość i podyktowane najniższymi pobudkami uprzedzenia skłaniają do nazywania ambitnych i zdolnych kobiet, zołzami. Podczas gdy mężczyzna o tych samych przymiotach spotkać się może tylko z uznaniem.
Nie jestem odosobniona w ocenie Polek. Była szefowa gabinetu premiera Jerzego Buzka
Teresa Kamińska w wywiadzie dla Gazety wyznała -
"Drażnią mnie mężczyźni, którzy mówią, że są przeciwko parytetom, bo to uwłacza godności kobiet. Mieli 20 lat, aby udowodnić, że naprawdę im na tej godności zależy.
Z parytetem problem mają nie tylko mężczyźni. Pełnomocnikiem rządu ds. polskiej energetyki jądrowej została minister Hanna Trojanowska. Młoda, bystra dziennikarka zapytała mnie tak: "Chce mi pani powiedzieć, że kobieta wybuduje elektrownię jądrową?". Odparłam jej: "Gdyby to był mężczyzna, to uważałaby to pani za naturalne? Czym intelektualnie kobieta różni się od mężczyzny, że uważa pani, że nie jest w stanie ogarnąć takiego przedsięwzięcia?"." Skoro już parlamentarny parytet płciowy miałby wejść w życie, to wydaje się, że posłanki zawdzięczałyby swój sukces wyborczy głównie panom. Tylko za ich sprawą wzrost kandydatur kobiet może przełożyć się na skład parlamentu. Póki co, wiele z nas woli skreślić kobietę, niż zakreślić pole przy jej nazwisku i żaden parytet tego nie zmieni.
Wagina jak łyk wina. Rozkoszuj się nią ze znajomymi ekstatycznie, orgiastycznie.
Komentarze
O ironio, ważne jest także to o czym wspomniała mrymru - kobiety same dla siebie są wrogami - wolą poprzeć jakiegoś głąba w "kalesonach" niż mądrą i sprawną koleżankę z biustem...
Obecnie polityka to szambo! Jestem zdania, że powinniśmy wrócić do czasów, gdy polityką zajmowali się ludzie bogaci w ramach "czynu społecznego". Takie rozwiązanie gwarantowało lub przynajmniej minimalizowało zachowania typu: "no to się teraz nachapię". Ludzie w polityce to hieny i nic tego nie zmienieni: zakazy, parytet itd.
Parytet parytetem, ale na zmiany i tak możemy liczyć może za 10 pokoleń jak już wymrze cała obecna ideologia sprawowania władzy.