Na początku XXI wieku pozycja kobiet w rozwiniętym świecie jest dość osobliwa. Chłopcy mają gorsze wyniki w szkole, a mężczyźni reprezentujący pracującą klasę średnią tracą posady na skutek kryzysu. W tej sytuacji eksperci wieszczą już nie tylko "Śmierć Macho" (artykuł pod tym tytułem ukazał się na łamach "Foreign Policy" we wrześniu 2009 r.), ale wręcz "Koniec mężczyzn" ("The Atlantic", wydanie lipiec/sierpień 2010).
Rzeczywistość jest bardziej złożona. Kobiety zdobywają więcej tytułów doktorskich, ale wciąż zarabiają mniej pieniędzy. Doganiają mężczyzn w na szczeblach kariery, ale nadal większość obowiązków domowych spoczywa na ich barkach. Podejmują decyzje konsumenckie, ale jednocześnie znikomy procent firm jest zarządzanych przez kobiety.
"Teoretycznie mamy dzisiaj równe prawa" - wyznała z westchnieniem pewna przedstawicielka kadry kierowniczej wyższego szczebla w jednym z francuskich koncernów o globalnym zasięgu. Co znamienne, poprosiła o nieujawnianie jej tożsamości w strachu przed reakcją kolegów. "W praktyce - wciąż mamy dzieci."
W zachodnim świecie macierzyństwo pozostaje przeszkodą na drodze do równości płci. Dopóki młoda kobieta nie urodzi dziecka ma podobne do mężczyzn szanse rozwoju kariery zawodowej. Wraz z potomstwem często pojawia się urlop, zwolnienia lekarskie, praca w niepełnym wymiarze godzin i męcząca egzystencja na dwie zmiany, która oznacza rezygnację z nieformalnego życia firmy, takiego jak integracyjne wypady na piwo "po godzinach" – na których zapadają często kluczowe decyzje.
Jak dotąd politycy, zarządy przedsiębiorstw i same kobiety intuicyjnie starali się zogniskować swoje działania na samych kobietach.
W większości zachodnich państw obowiązuje zasada ochrony stosunku pracy związana z przebywaniem kobiety na urlopie macierzyńskim. Niektóre firmy oferują matkom możliwość zmniejszenia wymiaru czasu pracy. W korporacyjnym świecie na rzecz wprowadzenia elastycznych godzin pracy lobbują pracownice działów kadr, a członkinie zespołów ds. różnorodności organizują szkolenia wspierające rozwój zawodowy kobiet.
Te działania ochronne podkreślają tylko różnice płci, a kobiety walcząc o swoje prawa spychają siebie na margines życia zawodowego.
Mnożą się sieci współpracy na rzecz kobiet, w ramach których panie mogą nawiązywać kontakty. Kobiety debatują z kobietami i o kobietach. Dotąd w tych działaniach było brak pierwiastka męskiego. Trudno jednak zmieniając pozycję kobiet zachować równowagę przy niezmiennej roli mężczyzn. Wyrównanie swoistego boiska praw i obowiązków w miejscu pracy może nastąpić jedynie poprzez wyrównanie warunków do gry w gospodarstwie domowym. To zaś wymaga fundamentalnych zmian w polityce publicznej i korporacyjnej kulturze.
W nielicznych krajach, w których odsetek ojców korzystających z urlopu ojcowskiego jest znaczny, urlop ten jest wysoko płatny. Ojciec nie może również zrzec się go na rzecz matki. Szlak wytyczyły tutaj - co nie zaskakuje - kraje skandynawskie. Najdalej poszła Islandia, która według wskaźnika Gender Gap Index Światowego Forum Ekonomicznego jest najbliższa osiągnięciu równości płci w sferze aktywności społecznej. Islandzki ojciec ma do swojej wyłącznej dyspozycji trzy miesiące, czyli dokładnie jedną trzecią z przysługującego obojgu rodzicom dziewięciomiesięcznego urlopu. Z przerwy w pracy z tytułu narodzin dziecka korzysta dziś na Islandii dziewięciu na dziesięciu mężczyzn. Posłanka Drifa Hjartardottir określiła wprowadzone w 2000 r. prawo mianem "jednego z największych i najważniejszych kroków na drodze do równości płci od czasu wywalczenia przez kobiety prawa do głosu".
Ustawę tę przeforsował mężczyzna na stanowisku premiera, tak samo zresztą, jak w Szwecji i Norwegii, gdzie przyjęte zostały podobne rozwiązania prawne. Również dzięki mężczyźnie w Norwegii wprowadzono parytet płci w dużych firmach, obligując je do przyznawania kobietom przynajmniej 40 procent miejsc w zarządach.
Czy w 2004 r. w Hiszpanii teoretycznie możliwa była sytuacja, w której kobieta-premier powołałaby gabinet składający się w 50 procentach z kobiet? - pytam Celię de Anca z IE Business School w Madrycie. Mało prawdopodobne - uważa moja rozmówczyni. - Kiedy chce się zmienić pewną kulturę, zmianę tę łatwiej jest przeforsować przedstawicielowi tej właśnie kultury.
Mężczyźni są więc skuteczniejszymi feministami, ponieważ w ich przypadku prawdopodobieństwo wysłuchania ich przez innych mężczyzn jest większe. Ta zasada sprawdza się również w biznesie. W kilku koncernach dyrektorami ds. różnorodności zostali mężczyźni.
Jean-Michel Monnot, który w Sodexo odpowiada za realizację programu różnorodności w europejskich placówkach firmy, jest zdania, że jego płeć jest jego największym atutem, gdy trzeba przekonać kolegów o biznesowej zasadności awansowania kobiet. - Trzeba posługiwać się językiem mężczyzn - mówi.
Obecnie niewielu mężczyzn przejawia otwarte postawy seksistowskie, dodaje Monnot. Mimo to nie zastanawiają się dwa razy, kiedy planują firmowe spotkania na późne godziny wieczorne. Są też i tacy, którzy uważają, że wręczając awans mężczyźnie, a nie świeżo upieczonej matce, liczą się z interesem tej drugiej.
- Wcześniej w ogóle nie myślałem, że jest jakiś problem, a już na pewno nie myślałem, że tym problemem jestem ja - mówi Monnot. Dziś odwiedza placówki swojej firmy, zachęcając menedżerów do zamykania biur o 19.00, a młodych ojców do przechodzenia na niepełny etat i tym samym "dawania przykładu innym".
Ukazanie młodemu pokoleniu silnych ojcowskich postaw nie tylko może przyczynić się do pęknięcia "szklanego sufitu"; może być również receptą na uzdrowienie relacji z zapracowanym ojcem.
źródło: Katrin Bennhold "New York Times" / "International Herald Tribune", interia.pl
Komentarze
Zmiany mentalności należą do najtrudniejszych